Wywiad z Julią Durzyńską - część 2

Julia_1
 
Monika: Obserwując polską społeczność transpłciową z perspektywy osoby wychowanej w innym kręgu kulturowym i mieszkającej za granicą, zdaję sobie sprawę, że moje spostrzeżenia mogą nie zawsze oddawać pełny obraz sytuacji. Jednak jedno jest niezaprzeczalne – twoja książka jest przełomowa. Łamie konwencje, obala stereotypy i zmienia sposób, w jaki w Polsce przedstawia się kwestie płci i tożsamości.
Co najważniejsze, oferuje historię sukcesu – przedstawia spełnioną, pewną siebie, wielojęzyczną kobietę, która odnosi sukcesy zarówno zawodowo, jak i prywatnie. Czy pisząc ją, świadomie dążyłaś do przełamania tradycyjnych narracji?
Julia: Właśnie tak! Moim celem było przedstawienie skomplikowanej bohaterki, która oczywiście przeszła przez jedno wielkie życiowe wyzwanie – zmagania z niezgodnością płciową – ale to już dawno za nią. Jak powiedzieliby Francuzi, jest „épanouie”, czyli po prostu rozkwitła.
Nigdy nie planowałam skupiać się na samej tranzycji – w książce pojawiają się pewne reminiscencje i sugestie dotyczące trudnych chwil, przez które bohaterka przeszła, ale nie stanowią one centrum opowieści i nie zdradzam zbyt wielu szczegółów. Może to temat na inną książkę, ale szczerze mówiąc, nie sądzę. Skupienie się na tranzycji to coś, czego się oczekuje w konwencjonalnym podejściu do „literatury trans” – temat ten dominuje. Nie jestem pewna, czy to dotyczy tylko Polski.
To odświeżające spojrzenie jest prawdopodobnie czymś nowym w światowej narracji o życiu osób transpłciowych, a moja książka wpisuje się w ten trend. I masz rację – to pierwsza taka powieść w Polsce. Przestańmy zamieniać nasze życie w martyrologię! Zakochujmy się, rozkoszujmy pysznym jedzeniem, podróżujmy do pięknych miejsc, zachwycajmy się niezwykłymi widokami i tak, kochajmy się z innymi ludźmi! Chciałam, żeby te elementy znalazły się w mojej książce!
Ale oczywiście to nie tylko lekka romantyczna historia ani opowieść jedynie o przyjemnościach i radości. W fabule pojawiają się też poważniejsze tematy, refleksje na temat religii, polityki czy zmian klimatycznych. Jeden przykład: Noemi, cierpiąc na dysforię, jako nastolatka w latach 90-tych przez całe chłodne lato ukrywa swoje ciało pod ubraniami, a ponad 20 lat później, już jako w pełni wyoutowana kobieta transpłciowa, często przebywa nago w domu, ponieważ lato, które spędza ze swoimi dwoma Francuzami, Stéphane'em i Nicolasem, odpowiednio w Bretanii i Paryżu, jest gorące ponad wszelkie znane normy.
Monika: Noemi to niezwykła kobieta; ma wspierających rodziców, bezproblemowo dokończyła tranzycję w miejscu pracy i ma naturalnie kobiecy wygląd, bez zmagań z passingiem. To nie jest typowe doświadczenie transpłciowe, a niektóre czytelniczki, zwłaszcza kobiety trans, mogą postrzegać Twoją powieść niemal jak bajkę, oderwaną od rzeczywistości, z jaką mierzy się wiele osób. Ale poza historią Noemi, czy w twojej książce pojawiają się uniwersalne motywy, które mogą odwoływać się do każdej kobiety transpłciowej, niezależnie od trudności, jakie napotkała na swojej drodze?
Julia: Myślę, że moją książkę można odczytywać podwójnie: jest zarówno baśnią, jak i mocno trzyma się rzeczywistości. Noemi ma te wszystkie atuty, o których wspomniałaś w swoim pytaniu, ale z drugiej strony zdarza się, że jest traktowana niezgodnie z jej tożsamością płciową. Zrodziło to potrzebę, żeby powstał cały fragment w książce o refleksjach bohaterki, dotyczących innych typów transpłciowych kobiet, które mają o wiele mniej szczęścia niż ona.
W swoim wewnętrznym monologu Noemi rozważa ich życie, ponieważ rozumie swoje przywileje i jest ich świadoma. Dochodzi do wniosku, że powinno być miejsce dla różnych form transpłciowości, tak samo jak istnieje miejsce dla różnych rodzajów kobiecości. Bohaterka uważa, że społeczeństwo musi stworzyć dodatkową przestrzeń dla osób, które nie wpisują się w typowe role i wygląd związane z płcią.
Noemi proklamuje prawo (trans) osób do tego, by nie zawsze pasować do schematów, co poszerza ramy tego, czym powinno być współczesne społeczeństwo, i czyni je bardziej różnorodnym. Uważa, że jest to możliwe, ponieważ nie uciekła ze swojego bliskiego otoczenia w trakcie tranzycji, lecz ukształtowała je w taki sposób, aby mogły współistnieć – zarówno otoczenie, jak i ona w nim.
Monika: Kolejnym wyjątkowym aspektem związanym z Noemi jest jej odwaga i pewność siebie. Pomimo chłopięcego ciała z pewnością siebie porusza się po świecie, tak jak jej cispłciowe rówieśniczki. Nie boi się randkowania jako dziewczyna ani tego, że ktoś ją „rozpozna.” Jak udało Ci się przekazać ten poziom pewności siebie w postaci Noemi? Czy czerpałaś to z własnych doświadczeń, czy chciałaś stworzyć bohaterkę, która uosabia inny rodzaj pewności siebie?
Julia: Powiedziałabym, że to moje marzenie o nastoletniej miłości, która nigdy się nie wydarzyła – odebrano ją wielu queerowym osobom, w tym mnie. Więc użyłam, powiedzmy, danych wejściowych, by ekstrapolować je w fikcyjną historię. Mówiąc bardziej konkretnie, jako nastolatka wyglądałam bardzo dziewczęco i często byłam brana za dziewczynę przez postronne osoby, co było w ukryty sposób niezwykle ciepłe i budujące.
Jako 15- czy 16-latka, będąc z rodzicami na wakacjach nad jeziorami, poznałam chłopaka, który był tak przekonany, że jestem biologiczną dziewczyną, że postanowiłam wykorzystać to w mojej książce jako chronologiczny początek historii. A ponieważ zaczęłam ją pisać dekadę później w Nantes we Francji, podczas mojego doktoratu, nadałam temu chłopakowi imię Nicolas i uczyniłam zeń w połowie Francuza, w połowie Polaka. Moja książka ma wymiar “trans” w wielu obszarach (śmiech).
 
Julia_5
"Nie mam pojęcia, dlaczego odmawia się nam prawa do
satysfakcjonującego, zdrowego życia seksualnego."
 
Oczywiście jako nastolatka nigdy nie poszłam na drugą randkę z tym chłopakiem z wakacji – bałam się. Literatura ma jednak tę niesamowitą zdolność do przenoszenia nas w czasie i pozwala nam łamać prawa fizyki. Można przeżyć swoją nigdy nieprzeżytą nastoletnią historię miłosną w pełni, bez strachu przed tym, co może się wydarzyć, bez martwienia się o konsekwencje. Pamiętam, że to były czasy, gdy w kinach leciał Kill Bill Tarantino, część pierwsza i druga, i myślałam: a co, jeśli moja bohaterka miałaby tyle szczęścia? Nie chodziło oczywiście o zemstę i morderstwa, ale o to, by wszystko układało się po jej myśli, jakby czasoprzestrzeń się naginała do jej planów, a bogowie obdarzyli ją całą potrzebną siłą i powodzeniem.
I tak postanowiłam napisać tę „niemożliwą” historię miłosną między heteroseksualnym, cispłciowym 18/19-letnim Nicolasem i transpłciową Noemi, odkrywającą swoją prawdziwą tożsamość – swego rodzaju powieść o dojrzewaniu. A 20 lat później, podczas pandemii, napisałam drugą część książki, ze współczesnym spojrzeniem na ich życie, w którym przemiana postkomunistycznej Polski lat 90-tych w dumną część Zachodu w ramach Unii Europejskiej i NATO jest wyraźnie odczuwalna. Po prostu byłam ciekawa, jak się im wiedzie i chciałam się upewnić, że po dwóch dekadach wszystko jest u nich w porządku!
Monika: Seksualność kobiet transpłciowych jest często tematem tabu. Zawsze zaskakuje mnie, jak wiele osób wierzy, że nie mamy takich samych pragnień i potrzeb jak nasze cispłciowe koleżanki. Twoja książka podejmuje ten temat z odwagą. Dlaczego zdecydowałaś się tak otwarcie przedstawić ten aspekt transpłciowego życia? Czy ważne było dla ciebie, aby zmierzyć się z tymi błędnymi przekonaniami na temat seksualności kobiet transpłciowych?
Julia: Nie mam pojęcia, dlaczego odmawia się nam prawa do satysfakcjonującego, zdrowego życia seksualnego. Nie wiem, ale sama również spotkałam się z takimi przekonaniami. Może właśnie dlatego chciałam się z nimi zmierzyć w mojej książce? Nie ma nic złego w byciu pracownicą seksualną, ale historycznie rzecz ujmując, uważam, że postrzeganie tego zajęcia jako jedynej przestrzeni, w której kobiety transpłciowe mogłyby lub powinny uprawiać seks, jest oburzające! Zasługujemy na miłość tak samo, jak każdy inny człowiek! Chciałam stworzyć przeciwwagę dla tych przekonań, dać kobietom transpłciowym to samo prawo do miłości i bycia kochanymi co każdej innej kobiecie, a także przełamać te błędne wyobrażenia i krzywdzące mity na nasz temat.
Monika: Historia nastoletniej Noemi mocno do mnie przemawia, ponieważ przypomina mi o tym, czego nigdy nie dane mi było doświadczyć – dorastania jako dziewczyna. Dziś niektóre transpłciowe dziewczęta mają taką szansę dzięki blokerom dojrzewania, ale ich dostępność staje się coraz bardziej ograniczona, nawet w takich państwach jak Wielka Brytania, gdzie wciąż toczą się debaty wśród naukowców, lekarzy i niestety również polityków. Jaki jest twój punkt widzenia na tę kontrowersję? Czy uważasz, że te ograniczenia odbierają młodym ludziom możliwość autentycznego życia od samego początku?
Julia: Wiem, że istnieje ta moralna panika, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii i USA (Trump i jego administracja!), dotycząca młodzieży transpłciowej i tego, czy powinna mieć dostęp do blokerów dojrzewania i docelowo hormonów. Wcale nie uważam, że to kontrowersyjna kwestia. Moje podejście jest takie, że gdyby ktoś mógł mi w ten sposób pomóc na początku lat 90-tych w Polsce, to prawdopodobnie miałabym dziś nieco inne życie, z perfekcyjnym passingiem, jestem tego pewna.
Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że dzieci i młodzież powinny być odpowiednio wspierane. Czasem rzeczywiste problemy mogą nie wynikać z tożsamości płciowej. Jednak bardzo często te problemy psychologiczne wynikają wyłącznie z niezgodności płciowej i nie mają innego podłoża, więc nie widzę powodu, dla którego te młode osoby nie powinny otrzymać odpowiedniej pomocy i leczenia. Jako dorośli, rodzice, nauczyciele i personel medyczny musimy być uważni, ostrożni, obserwować, wspierać i kontrolować sytuację, a przede wszystkim nie podejmować pochopnych decyzji. Z czasem stanie się jasne, jakiej pomocy dziecko czy nastolatek faktycznie potrzebuje. Jeśli okaże się, że chodzi o tożsamość płciową i problem utrzymuje się przez kilka lat, to nieludzkie byłoby twierdzenie inaczej i dodatkowe krzywdzenie tych dzieci poprzez odmowę wsparcia medycznego i psychologicznego.
Monika: Obawy dotyczące blokerów dojrzewania obejmują ograniczone badania długoterminowe nad ich skutkami, zwłaszcza w kontekście rozwoju poznawczego, płodności i zdrowia metabolicznego. Mogą one wpływać na gęstość kości, potencjalnie je osłabiając. Niektórzy eksperci twierdzą, że nie ma wystarczających danych naukowych, aby zagwarantować ich bezpieczeństwo, a nastolatki mogą mieć trudności z wyrażeniem w pełni świadomej zgody. Ich wpływ na rozwój mózgu jest w dużej mierze nieznany – jedno z badań sugeruje nawet możliwe obniżenie IQ. Krytycy uważają, że te niepewności sprawiają, iż rutynowe przepisywanie tych leków jest nieetyczne, podczas gdy zwolennicy argumentują, że znacząco łagodzą one cierpienie młodzieży transpłciowej. W twojej opinii, który aspekt tej debaty jest najważniejszy?
Julia: Znam medyczne konsekwencje tych terapii, ale zawsze jakieś będą przy różnych terapiach, nawet gdy się zażywa zwykłą aspirynę. Przede wszystkim powiedziałabym, że lepiej mieć szczęśliwe dziecko na blokerach dojrzewania, które żyje w zgodzie ze sobą, niż nieszczęśliwe, samotne i targane myślami samobójczymi. Nie twierdzę, że wszystkie transpłciowe nastolatki popełniają samobójstwo; ty i ja jesteśmy żywym dowodem na to, że nie zawsze tak jest, ale niektóre niestety to zrobią. Dlaczego tak trudno zrozumieć, że stworzenie równowagi hormonalnej zgodnej z tożsamością płciową może zapobiec myślom samobójczym u młodych ludzi i/lub poprawić ich jakość życia?
Na swój sposób zabawne jest to, że wspominasz o możliwym spadku IQ po leczeniu blokerami dojrzewania. Żyjemy w czasach, w których IQ stale spada, a członkowie społeczeństw na całym świecie statystycznie głupieją – i to bez blokerów dojrzewania czy hormonalnej terapii zastępczej (HRT). Istnieje wiele rzetelnych badań na ten temat. Poza tym mówi się, że jesteśmy o krok od zastąpienia demokracji idiokracją, czyli rządami idiotów. Dlaczego więc nagle niektórzy zaczynają się martwić, że młodzież transpłciowa straci zdolności intelektualne przez blokery dojrzewania lub terapię hormonalną? Zupełnie nie jestem przekonana, że jest to realny problem.
 
Julia_6
"Powiedziałabym, że lepiej mieć szczęśliwe dziecko na
blokerach dojrzewania, które żyje w zgodzie ze sobą, niż
nieszczęśliwe, samotne i targane myślami samobójczymi."
 
Monika: Wiele osób dokonujących detranzycji przedstawia swoje smutne historie, często w poczuciu, że zbyt pochopnie podjęły decyzję o tranzycji, lub że były pod wpływem zewnętrznych nacisków, czasem obwiniając służbę zdrowia za brak odpowiedniego wsparcia i rozwagi. Ich doświadczenia są ważne i zasługują na współczucie, ale frustrujące jest to, że ich narracje są wykorzystywane przeciwko osobom transpłciowym, które są zadowolone ze swojej tranzycji. Jak postrzegasz sposób, w jaki osoby dokonujące detranzycji są przedstawiane w debacie publicznej? Czy uważasz, że ich doświadczenia powinny wpływać na podejście do opieki dla osób trans?
Julia: Czuję, że coś jest tutaj fundamentalnie nie tak. To są różne kwestie i nie powinny być ze sobą łączone. Nie rozumiem, dlaczego tak trudno pojąć, że to, co dla jednej osoby jest cierpieniem, dla innej może być źródłem szczęścia. Niektórzy popełnili błąd, decydując się na tranzycję, i mogą chcieć ją cofnąć (a czasem ponownie przejść tranzycję!). Powody mogą być różne, ale nie mamy czasu i przestrzeni, by się nad tym rozwodzić. Dla innych osób, takich jak ty i ja, tranzycja jest ratującą życie alternatywą.
Myślę, że cała ta debata jest w gruncie rzeczy polityczna i sprowadza się do sprawowania kontroli nad ludźmi. Politycy prawicy i skrajnej prawicy forsują tę narrację, wykorzystują osoby dokonujące detranzycji do zdobycia rozgłosu i głosów, a władzę sprawują w jedyny znany sobie sposób – poprzez wprowadzanie podziałów społecznych, a nie opierając się na nauce i empatii.
Monika: W Polsce w ostatnich latach zaszły znaczące zmiany w zakresie widoczności i praw osób transpłciowych. Czytałam, że osoby transpłciowe nie muszą już pozywać swoich rodziców w sądzie, aby skorygować swoją płeć w dokumentach – to krok naprzód, na który czekano od dawna. Dodatkowo coraz więcej kobiet transpłciowych zabiera głos w debacie publicznej, kształtując dyskusję na temat naszych praw i doświadczeń.
Patrząc wstecz na swoją tranzycję sprzed dwóch dekad, jak oceniasz postęp, który nastąpił? Czy jesteś optymistycznie nastawiona do przyszłości kobiet transpłciowych w Polsce, czy uważasz, że wciąż czekają nas poważne przeszkody do pokonania?
Julia: Tak, to prawda. Ten ważny krok naprzód właśnie nastąpił w Polsce. Osoby transpłciowe nie muszą już pozywać swoich rodziców. Zobaczymy, jak to będzie funkcjonować w praktyce w sądach, ale z pewnością jest to światełko nadziei i zmiana na lepsze.
Konsensus wśród osób walczących o lepsze prawo w Polsce jest taki, że te postępowania powinny zostać całkowicie wyprowadzone z sądów – z odpowiednim zaświadczeniem od lekarza lub psychologa można by się po prostu udać do urzędu w ratuszu, aby otrzymać nowy dowód osobisty, prawo jazdy i inne dokumenty. Osoby najbardziej progresywne twierdzą, że zmiana prawna powinna opierać się wyłącznie na samookreśleniu płci, bez konieczności przedstawiania jakichkolwiek zaświadczeń. Nie jestem do końca przekonana do tego rozwiązania, ale uważam, że jest to podejście warte debaty, rozważenia. I może finalnie okaże się tym najlepszym.
Jestem ciekawa, jak to wszystko się potoczy w przyszłości. Mam nadzieję, że zmiany pójdą w dobrym kierunku i ułatwią życie osobom transpłciowym. Obecne polityczne i społeczne represje w USA są niezwykle niepokojące, a my w Polsce i w innych krajach europejskich patrzymy na nie z niepokojem.
Monika: I wracając do Noemi – jej historia jest niezwykle poruszająca i pięknie złożona. Czy będziemy mieli okazję śledzić jej losy w kolejnych latach? Czy wrócisz do jej historii w drugiej części, czy raczej wolisz zostawić jej przyszłość otwartą dla wyobraźni czytelników?
Julia: Nie wiem. Jeśli jakieś wydawnictwo poprosi mnie o napisanie kontynuacji, to czemu nie? Ale nie powiedziałabym, że to pierwsza rzecz, jaka przychodzi mi do głowy à propos mojej następnej książki. Chciałabym napisać zbiór opowiadań odzwierciedlających moje różnorodne doświadczenia akademickie, głównie w kontekście polskim, ale być może także francuskim i amerykańskim, żeby je porównać (śmiech). Bardzo chciałabym opisać ogromne ego połączone z ograniczoną kompetencją intelektualną, fałszowanie danych, bezwzględne podejście do innych ludzi, zwykłą głupotę, małostkowość i wiele innych wątków. Oczywiście zmieniłabym imiona moich bohaterów (śmiech), bo nie chodziłoby o zemstę, ale o pokazanie toksycznych postaw i mechanizmów funkcjonowania akademii, zwłaszcza w Polsce. Mam masę pomysłów w głowie na takie opowiadania.
Z drugiej strony, jednym z moich aktualnych marzeń, oprócz nowych historii do napisania, jest przetłumaczenie mojej pierwszej książki “Gdy słońce wypieka sny” na język angielski i/lub francuski. Byłoby to dla mnie ogromnym spełnieniem, gdybym mogła podzielić się tą historią z dużo szerszym gronem odbiorców, wykraczającym poza moją narodowość! Jeśli żadne wydawnictwo z kraju anglojęzycznego nie będzie zainteresowane, może przetłumaczę ją sama, gdy przejdę na emeryturę i będę miała mnóstwo wolnego czasu (śmiech). Ach, i jeszcze jedno - mówiono mi, że moja książka jest jak malowana obrazami, kadrami. Zatem może warto byłoby przekształcić ją w scenariusz i potem nakręcić międzynarodowy film? Byłoby wspaniale!
Monika: Julio, dziękuję ci bardzo, że poświęciłaś swój czas i podzieliłaś się swoimi przemyśleniami z moimi czytelniczkami i czytelnikami.
Julia: Moniko, dobrze się bawiłam podczas naszej rozmowy i wspaniale spędziłam czas. Jeszcze raz dziękuję.
 
Autor zdjęć - Grzegorz Dembiński (za zgodą Julii Durzyńskiej).
© 2025 - Monika Kowalska



No comments:

Post a Comment

Search This Blog