Wywiad z Anną Grodzką

Ania_2025

Anna Grodzka to kobieta, której życie jest świadectwem odwagi, wytrwałości i dążenia do autentyczności. Urodzona 16 marca 1954 roku w Otwocku, od najmłodszych lat zmagała się z ograniczeniami świata, który próbował ją zamknąć w cudzych definicjach, rozpoczynając odważną podróż w poszukiwaniu własnej tożsamości. Anna została adoptowana przez Józefa i Kazimierę, którzy ofiarowali jej miłość i wsparcie, a wiele lat później poznała także swoją biologiczną matkę. Dopiero gdy jej syn osiągnął dorosłość, mająca 54 lata Anna zdecydowała się na prawną korektę płci i operacje modyfikujące w Bangkoku, co zostało uwiecznione w filmie dokumentalnym HBO Sławomira Grinberga Trans-akcja. Ten krok pokazał światu nie tylko determinację Anny, ale też głęboką wrażliwość i siłę prawdy o sobie.
 
Przełomem w jej życiu publicznym był wybór do Sejmu VII kadencji w 2011 roku, czyniąc ją pierwszą w Polsce osobą publicznie ujawniającą transpłciowość, która zdobyła mandat poselski. W Sejmie pełniła funkcję wiceprzewodniczącej klubu poselskiego Ruchu Palikota. Założyła i prowadziła Zespół Parlamentarny “Społeczeństwo Fair”, była wiceprzewodniczącą Komisji Kultury i Środków Przekazu, członkinią Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka oraz Parlamentarnej Grupy Kobiet. Jako jedna z fundatorek Fundacji Trans-Fuzja, działającej na rzecz osób transpłciowych angażowała się społecznie w jej projekty. Ponadto aktywnie brała udział w pracach Fundacji Dziennikarskiej Medium Publiczne oraz ogólnopolskiego Kongresu Kobiet. Jako posłanka została doceniona przez Tygodnik Polityka, który w swoim rankingu przyznał Jej tytuł “Najlepszego posła w VII kadencji Sejmu”. Jej działalność społeczna pokazuje, że odwaga i autentyczność oraz codzienny wysiłek, by zmieniać świat na lepsze przynoszą efekty.
 
Anna podzieliła się swoją historią w książce autobiograficznej Mam na imię Ania, pełnej wrażliwości i szczerości, w której pozwala czytelnikom zrozumieć swoje wybory i poczuć siłę, jaką daje bycie wiernym własnej tożsamości. Jej życie inspiruje kolejne pokolenia, pokazując, że kobiecość, siła i autentyczność nie mają jednej definicji, a każdy może odnaleźć własną drogę w świecie pełnym wyzwań. Dziś rozmawiamy o jej wyborach, triumfach, wyzwaniach i chwilach, które nadal inspirują wszystkie kobiety, zwłaszcza te, które szukają odwagi, by w pełni być sobą.
 
Monika: Tęsknisz za polityką, czy to raczej jak z kawą bez mleka, raz się spróbuje i już wystarczy?
Anna: Chciałabym mieć jakiś wpływ na wszystko co ważne dla ludzi - dla społeczeństwa. Od wielu lat przyglądam się polityce i procesom, które rządzą życiem społecznym i życiem każdego człowieka. To moja pasja. I powiem ci, że za polityką nie tęsknię, bo ją od dwudziestu lat uprawiam. Byłam i jestem aktywna w kilku organizacjach społecznych i publikuję w mediach swoje felietony. To jest polityka, jaką uprawiam. Ale zupełnie nie tęsknię za parlamentem.
 
Anna_52
"Chciałabym mieć jakiś wpływ na wszystko
co ważne dla ludzi - dla społeczeństwa."

W 2011 roku zdecydowałam się kandydować do parlamentu (Sejmu RP), bo było to częścią mojej misji, związanej z realizacją celów Fundacji Trans-Fuzja, działającej na rzecz osób transpłciowych, jaką współzałożyłam i w owym czasie prowadziłam. Moją intencją zostania posłanką było pokazać w ten sposób ludziom, że osoby transpłciowe istnieją (bo wtedy dla niewielu Polaków było to oczywiste) i powinny mieć prawo do życia takie samo jak inni ludzie. W trakcie kadencji parlamentu stworzyłam między innymi Ustawę o Uzgodnieniu Płci, gwarantującą wiele praw osobom transpłciowym. Sejm tę Ustawę nawet uchwalił, ale zawetował ją Prezydent Andrzej Duda. Mimo tego tę swoją misję uznałam za zakończoną i nie kandydowałam do następnej kadencji parlamentu.
Zrobiłam w sprawie osób transpłciowych tyle, ile mogłam, a potem uznałam, że jest czas na moje życie - życie jak zwyczajna kobieta. Nie startowałam ponownie także dlatego, że przekonałam się, iż nie nadaję się do polityki, która jest pełna brudu i hipokryzji oraz walki posłów jedynie o własną pozycję i własne interesy, a nie o sprawy publiczne. Ten rodzaj chorej demokracji to system, z którym politycznie zawsze walczyłam i nadal walczę poza parlamentem.
Monika: W 2011 roku zostałaś posłanką w polskim parlamencie. Pamiętam to jak dziś, mieszkałam wtedy z mamą w Chicago, a ona weszła do pokoju i powiedziała, że właśnie zostałaś wybrana w Krakowie. Nie mogłam w to uwierzyć. Czy miałaś poczucie, że wtedy zburzyłaś niewidzialny sufit, który blokował transpłciowe kobiety w Polsce?
Anna: W pierwszych tygodniach byłam całkowicie oszołomiona - nie myślałam o tym, ale potem właśnie to, o czym mówisz, do mnie dotarło. Wtedy jeszcze wierzyłam, że moja praca w parlamencie może przynieść efekty więc rzuciłam się do sejmowej pracy. Nie było łatwo, bo poza tą pracą musiałam (i chciałam) “obsłużyć” bardzo zainteresowane mną i transpłciowością polskie i zagraniczne media - tak realizowała się przecież właśnie moja transowa misja.
Monika: Niewiele osób zdawało sobie sprawę ze znaczenia twojego sukcesu w wyborach parlamentarnych. To był sukces na skalę światową, zostałaś trzecią transpłciową posłanką po takich kobietach jak Georgina Beyer (1999–2005) w Nowej Zelandii i Vladimir Luxuria (2006–2008) we Włoszech. Nawet w tak demokratycznych krajach jak Niemcy czy Holandia transpłciowe kobiety zostały posłankami dopiero dekadę później. Myślisz, że ta wyjątkowość twojego sukcesu przebiła się do świadomości społecznej?
Anna: Tak. Nie chcę udawać, że moje działania nie miały żadnego wpływu na to, co w sprawie osób transpłciowych działo się potem. Po początkach dobijania się do świadomości społecznej przez nas - pionierów, ruszyła lawina.
Monika: Nagle stałaś się bardzo popularna. Pojawiałaś się na okładkach magazynów i byłaś zapraszana do telewizji. Jak sobie z tym radziłaś, zwłaszcza gdy pisano o tobie nieprawdę albo próbowano wyśmiewać twoją transpłciowość?
Anna: No tak. Mówiłam o “pionierach”. Ktoś mi powiedział, że pionierów od ich następców odróżnia się po tym, że “znajduje się strzały w ich plecach”. Cóż!? Trzeba było te strzały wyjmować. Ja postanowiłam, że zawsze w odpowiedzi na agresję będę okazywała spokój, powagę i merytoryczne podejście. Nie było to dla mnie zawsze łatwe, ale było skuteczne. 
anna_03
Biografia.
Ludzie byli ciekawi takiej “dziwnej” osoby. Czyli ja, wobec innych osób trans, czułam obowiązek pokazać się z jak najlepszej strony. Wyobrażałam sobie, że muszę, tak choćby zgrubnie, modelować wizerunek osoby transpłciowej. Jako osoba doświadczona transpłciowością i psycholożka kliniczna miałam też sporo merytorycznej wiedzy o transpłciowości. Starałam się przekazywać jej w mediach jak najwięcej.
Monika: Przygotowując się do naszego wywiadu, natknęłam się na opinie kilku transpłciowych kobiet, które mówiły o rozczarowaniu, że choć miałyśmy pierwszą transpłciową posłankę, nie przełożyło się to na poważniejsze zmiany w sytuacji prawnej czy medycznej osób transpłciowych w Polsce. Sama też miałam podobne refleksje w rozmowie z Nyke Slawik, niemiecką transpłciową posłanką. Rozmawiałyśmy wtedy o ogromnych nadziejach, ale i o trudnościach z przebiciem się z naszymi tematami w polityce, bo jesteśmy tylko niewielkim procentem wyborców. Ja również odczuwam to napięcie między oczekiwaniami a rzeczywistością. A jakie są twoje odczucia, kiedy o tym myślisz?
Anna: Ja też tak to czuję. Namawiam samą siebie do cierpliwości, a czuję złość. Jednak rozumiem, że dobre, prospołeczne zmiany polityczne kroczą najczęściej za zmianami w społeczeństwie. Bez silnej presji społecznej nie ma dobrych zmian. No, bo choćby moja przygoda w Sejmie… Mimo sporej aktywności i ciężkiej pracy nic realnego nie udało mi się dokonać w kwestii prawa. Ale mam nadzieję, że aktywistyczny aspekt moich działań i aktywność medialna miały swoje znaczenie dla dobrych zmian w społecznej świadomości dotyczącej osób transpłciowych.
Monika: Owocem twojej działalności społecznej jest niewątpliwie Fundacja Trans-Fuzja. Pamiętasz jej początki? Co wtedy było największym wyzwaniem, pieniądze, niewielka liczba aktywistek czy bariery prawne?
Anna: Barier prawnych dotyczących funkcjonowania fundacji raczej nie dostrzegliśmy, albo może “mieliśmy je gdzieś”. Grupa aktywistów i aktywistek była całkiem spora. A pieniądze…? Były problemem bo ich prawie nie było. Działalność szła przeważnie siłą nieodpłatnej naszej pracy.
Początkowo nie stać nas było ani na pomoc osobom w tranzycji, ani na zorganizowanie im profesjonalnej pomocy prawnej i psychologicznej. Skupiliśmy się zatem na organizowaniu cieszących się rosnącą popularnością, grup wsparcia dla osób transpłciowych i ich bliskich oraz na prowadzeniu warsztatów i seminariów dla medyków, policji, biznesu, urzędników i innych zainteresowanych tematem osób.
Uruchomiliśmy też bardzo potrzebną i skuteczną współpracą z innymi organizacjami LGBT - głównie Stowarzyszenie Kampania Przeciw Homofobii (KPH) oraz Lambda Warszawa. Oni pomagali nam skutecznie w realizacji naszej misji. Potem zostawiliśmy bezpośrednie prowadzenie fundacji kolejnemu pokoleniu. Pojawiły się pieniądze - w zasadzie prawie wyłącznie ze źródeł zagranicznych, ale nie mam wrażenia, że działalność fundacji odpowiednio się wzmogła.
Monika: Co uznałabyś za największy sukces Trans-Fuzji, a jakie kwestie wciąż pozostają dla niej nierozwiązane?
Anna: Jesteśmy centrum eksperckim jeśli chodzi o transpłciowość. Na miarę możliwości i sił pomagamy, ale musimy dalej jeszcze mocniej walczyć o równość w prawie. Przecież brak jest uregulowań prawnych, brak odpowiedniej pomocy państwa w tranzycji i pomocy walce z uprzedzeniami oraz stałe powiększanie przestrzeni akceptacji społecznej.
Monika: Bycie aktywistką na rzecz osób transpłciowych wiąże się z dużym poświęceniem. Bycie twarzą całej społeczności z pewnością odbija się na życiu prywatnym. Czy nigdy nie miałaś ochoty rzucić tego wszystkiego i żyć po prostu jak inne kobiety, bez tych wszystkich przedrostków ‘trans’ i podobnych etykiet?
Anna: Swoją tranzycję przeszłam późno - po pięćdziesiątce. Moim marzeniem było przeżyć resztę życia jak zwykła kobieta. Ale wkręciłam się w aktywizm, a wskutek tego, jak się potem okazało, także w politykę. Rozgłos uczynił mnie osobą rozpoznawalną, ale niestety nie “znaną kobietą” a “znaną transką”. To mi ciąży. Teraz ponoszę koszt mojej aktywności w polityce. Od zakończenia pracy w parlamencie odmawiam rozmów z mediami, szczególnie z “dużymi”, ale i tak brukowce w pogoni za “wierszówką” piszą sami jakieś bzdury zamieszczając moje (często niekorzystne) zdjęcia. Na szczęście moja “rozpoznawalność powoli zanika. Teraz żyję raczej normalnie.
Anna_56
"Zrobiłam w sprawie osób
transpłciowych tyle, ile mogłam."
Monika: Właściwie miałaś dwie matki – tę, która cię urodziła, czyli Marię, i tę, która cię adoptowała, czyli Kazimierę. Czy obie zaakceptowały cię jako córkę?
Anna: Moja adopcyjna mama i tata nie żyją od wielu lat. Mama, która mnie urodziła, umarła niestety w ubiegłym roku. Ale nie tak miały na imiona. Pisząc książkę w czasie, kiedy byłam pod lupą mediów zmieniłam wszystkie imiona mojej rodziny. Chciałam ich uchronić przed agresją mediów.
Moja rodzona mama to Alina, a adopcyjna faktycznie Kazimiera. Kiedy byłam dzieckiem, zwierzałam się moim adopcyjnym rodzicom z moich emocji. Ale pamiętaj, to były lata sześćdziesiąte. Oni wiedzieli o mojej “odmienności”, ale nie mieli możliwości tego zrozumieć, a nawet nie umieli (podobnie jak ja) tego nazwać. Starali mi się pomóc integrując z innymi chłopcami. Ja wolałam towarzystwo dziewcząt. Rodzice starali się bez przemocy, ale jednak nakierować mnie na bycia chłopcem.
Na przykład - pamiętam - zamiast upragnionych łyżew figurówek kupili mi na gwiazdkę hokejówki, a podczas dziecięcego balu przebierańców zamiast stroju, który chciałam pożyczyć od koleżanki, kupili mi strój Zorro. To była dla nich jedyna możliwość, by chronić mnie przed opresją rówieśników i przygotować do życia, jakie realnie mnie czekało. Mama Alinka natomiast i cała jej rodzina zaakceptowały mnie bez zastrzeżeń, choć myślę, że nie musiało to być dla każdego z nich proste.
Monika: Sama czasem łapię się na tym, że powtarzam gesty czy sposób mówienia mojej mamy. A czy ty dostrzegasz w sobie coś z Marii lub Kazimiery, może w wyglądzie, zachowaniu albo manierach?
Anna: Wszyscy mówią, że jestem bardzo podobna do Aliny. Też to widzę. Chyba też po niej mam trochę talentu i zamiłowania do muzyki. Podobna też jestem do sióstr.
Monika: Pamiętam czas zaraz po mojej tranzycji, to była czysta euforia. Moja szafa do dziś pęka od sukienek i butów, które wtedy kupowałam dosłownie dziesiątkami, jakbym chciała nadrobić wszystkie stracone lata. Czy ty też miałaś podobne poczucie?
Anna: Miałam dokładnie tak jak ty. Do dziś szafa pęka od ciuchów, które wtedy kupowałam jak wariatka. Wydałam na to i na kosmetyki mnóstwo kasy. Powinnam się tych ciuchów pozbyć, ale nie umiem. Dziś, także ze względu na niełatwą sytuację finansową ubieram się głównie poprzez zakupy internetowe w chińskim Temu - styl boho. I wiesz co…? Chyba teraz wyglądam bardziej naturalnie jak wtedy.
Monika: Wiele z nas czuje presję, żeby wyglądać jak stuprocentowe kobiety, a nawet po operacjach społeczeństwo wciąż ocenia, czy wyglądamy wystarczająco kobieco. Jak ty radzisz sobie z tymi oczekiwaniami ze strony świata zewnętrznego?
Anna: Przed tranzycją, a nawet jeszcze tuż przed wejściem do Sejmu, marzyłam o operacji feminizującej twarzy, powiększeniu pośladków, uczyłam się mówić wyższym głosem, itp. To był lęk przed kiepskim passingiem. Ze względu na stan finansów i wiek nie miałam dużych szans, aby to zrealizować. Ale fakt, że znalazłam się nagle w oku setek kamer i aparatów oraz że nagle mój głos stał się szeroko znany, odciął mnie od tych zamiarów radykalnie. Przecież gdybym wtedy miała nawet szansę, aby ten plan zrealizować, byłoby to bardzo śmieszny spektakl dla całej “publiczności”. Więc pogodziłam się z tym, co mam i dziś, mimo świadomości wątpliwego passingu jestem z tym w zupełnie pogodzona.
Monika: Pamiętam, że moje pierwsze spotkanie z transpłciową kobietą wywołało we mnie mieszankę fascynacji i wzruszenia. A ty, pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z transpłciową kobietą? Jakie uczucia w tobie wzbudziło?
Anna: Pierwsze osoby trans spotkałam nie pamiętam czy w Paryżu czy w Londynie w latach 90’. Tak. Byłam pełna ekscytacji i - to muszę przyznać także zazdrości.
Monika: Wybór imienia to bardzo osobista decyzja, często pełna znaczeń i emocji. Jak doszłaś do wyboru imienia Anna? Czy ma ono dla ciebie szczególne znaczenie, może symbolizuje ważne uczucie czy aspirację?
Anna: Nie pamiętam, skąd mi przyszło do głowy, że Ania. Ale pamiętam, że mając chyba 11 lat na okładce swojego pamiętnika umieściłam to imię. Uznałam, że Ania to ja.
Monika: W 2013 roku wydałaś książkę autobiograficzną Mam na imię Ania. To chyba jedna z najważniejszych książek w polskiej literaturze dotyczącej osób transpłciowych. Które z twoich doświadczeń mogą być szczególnie przydatne lub inspirujące dla innych transpłciowych kobiet?
Anna: Pewnie ta książka przydała się kilku osobom - może bardziej zainspirowała czy uwolniła jakąś energię do zmiany: stania się sobą w realnym świecie. Ale teraz jest więcej inspirujących książek, pokazujących bardziej współczesne doświadczenia. 
Anna_53
"Mimo jakiejś dozy przeżytych
przykrości i rozczarowań,
jestem i byłam szczęśliwa."
Monika: Dla wielu osób kojarzysz się głównie z polityką, a niewiele osób wie, że pracowałaś jako asystentka operatora w Wytwórni Filmów Dokumentalnych. Jak blisko byłaś od tego, by sama zostać operatorką?
Anna: Miałam wtedy zamiar podjąć studia na wydziale operatorskim Łódzkiej Szkoły Filmowej, ale ostatecznie wybrałam psychologię na Uniwersytecie Warszawskim. 
Nie wykluczam, że moja transpłciowość odegrała tu jakąś rolę, bo chciałam wiedzieć więcej o sobie i mojej transpłciowości. W efekcie zostałam psycholożką kliniczną. 
Nigdy nie uprawiałam terapii psychologicznej zawodowo, ale myślę, że zdobyte kompetencje pozwoliły mi żyć znacznie lepiej i bliżej siebie. Pomogło mi to też w prowadzeniu grup wsparcia dla osób transpłciowych w ramach Trans-Fuzji.
Monika: Po wielu latach wróciłaś do branży filmowej jako producentka wykonawcza drugiego sezonu serialu Defekt (2005). Czy ta praca sprawiła ci satysfakcję?
Anna: Tak - to była wspaniała przygoda.
Monika: Swoje związki z filmem spięłaś klamrą, występując w Kobiecie z... z 2023 roku w reżyserii Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta. To historia transpłciowej kobiety, chyba pierwszy polski film fabularny z taką bohaterką. Czy to ważny film dla polskiej społeczności transpłciowej?
Anna: Mój występ w tym filmie to maleńki fajny epizod. Mam natomiast nadzieję, że pomogłam Małgosi i Michałowi jako jedna z transpłciowych konsultantek i konsultantów.
Monika: Często myślę o naszym życiu jak o wielkim filmie, czasem są w nim przepiękne sceny, a czasem totalnie nie idzie po naszej myśli. A ty, patrząc wstecz na swoje życie, masz poczucie, że byłaś dobrą reżyserką, czy zdarzały się też sceny, które poszły nie tak?
Anna: Oj tak! Nie wszystko w moim życiu poszło tak, jak chciałam. Popełniłam sporo błędów. Ale z perspektywy doświadczeń życiowych już starszej osoby, mogę powiedzieć, że nie jest możliwe tak “reżyserować” swoim życiem, aby mieć poczucie, że ten “film” jest wyłącznie mój. Przypadek, zastane warunki i inni ludzie zawsze naszym życiem współreżyserują. Ale pod koniec życia stwierdzam, że mimo jakiejś dozy przeżytych przykrości i rozczarowań, jestem i byłam szczęśliwa. Może jest tak, że gdyby nie smutki, ból i traumy nigdy nie rozpoznałabym smaku szczęścia?
Monika: A teraz, jaki film „reżyserujesz” w swoim życiu – dramat, komedię romantyczną, a może coś między science fiction a thrillerem?
Anna: Teraz? To nie reżyseria, ale pasja - szajba na punkcie naprawiania świata. Co dziwne, dopadła mnie ona wraz z moją tranzycją i do dziś trzyma. Wcześniej chyba taka nie byłam. Staram się zrozumieć system w jakim żyjemy: ekonomiczne, polityczne i społeczno-kulturowe procesy, jakie rządzą światem i odnaleźć, dla tych które nas niszczą, lepszą alternatywę. Piszę o tym w swoich tekstach. Wiem, że tak myśląc, tworzę w wyobraźni utopię. Ale czyż ludzie, którzy chcą, by świat był lepszy, nie potrzebują ideałów - nawet gdy są utopijne?
Monika: Bardzo dziękuję ci za naszą rozmowę.
Anna: To ja dziękuję bardzo Moniko.
 
Wszystkie zdjęcia za zgodą Anny Grodzkiej.
Autorka głównego zdjęcia: Lalka Podobińska.
© 2025 - Monika Kowalska



No comments:

Post a Comment

Search This Blog