Wywiad z Alisą Sarmant

Alisa_1
 
Alisa Sarmant jest białoruską dziennikarką, aktywistką społeczną i działaczką polityczną. W 2013 roku Alisa ukończyła studia na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych. W latach 2014–2016 odbywała studia doktoranckie na Uniwersytecie Gdańskim na kierunku Pedagogika i nauki o polityce.
 
Alisa od 2010 roku aktywnie uczestniczy w głównych kampaniach politycznych na Białorusi. W 2019 roku założyła inicjatywę wspierającą osoby transpłciowe – TG House. W latach 2020-2024 pełniła funkcję redaktorki naczelnej w jednym z czołowych białoruskich mediów. W 2023 roku została wybrana członkinią Zarządu Transkoalicji, jednej z największych organizacji transpłciowych w Europie Wschodniej i Azji Środkowej.
 
Monika: Aliso, dziękuję, że zgodziłaś się na dzisiejszą rozmowę.
Alisa: Dziękuję za zaproszenie, jest mi bardzo miło!
Monika: Pamiętam nasz pierwszy kontakt na Facebooku. Chyba było to w 2012 roku. Byłaś wtedy bardzo nieśmiała, pewnie nie do końca pewna, czy tranzycja to dobry pomysł. A teraz spotykamy się po 13 latach i jestem bardzo dumna, że mogę zobaczyć wspaniałą kobietę, aktywistkę transpłciową, która pomaga innym kobietom na Białorusi i nie tylko.
Alisa: Dzięki, Moniko. Tak, to był naprawdę trudny czas - wymuszona emigracja, brak pewności co do przyszłości, presja i prześladowania ze strony białoruskich władz. Byłam ścigana za moją działalność polityczną, za to, że chciałam pozytywnych zmian w kraju, żeby to ludzie mogli decydować o swojej przyszłości, a nie dyktator Łukaszenka. Chciałam sprawiedliwości i prawdziwej demokracji, ale za to przyszło mi zapłacić wysoką cenę. Życie w ciągłym strachu i konieczność opuszczenia własnego kraju były ogromnym ciężarem. Nie wiedziałam, dokąd ta droga mnie zaprowadzi, a przyszłość wydawała się bardzo niepewna.
Alisa_2
"Chciałam sprawiedliwości
i prawdziwej demokracji."
Na szczęście nie byłam sama. Spotkałam wielu niesamowitych ludzi, którzy mnie wspierali i dodawali mi sił. Dzięki nim nauczyłam się, że nawet w najtrudniejszych chwilach można znaleźć motywację, by iść dalej. Jedną z pierwszych osób, która pomogła mi poczuć się pewniej i zrozumieć, co dalej, była Edyta Baker z Trans-Fuzji - polskiej organizacji wspierającej osoby transpłciowe. To właśnie ona opowiedziała mi o tranzycji, o dostępnych lekarzach i możliwościach, jakie daje Polska. Dzięki wsparciu Trans-Fuzji zdobyłam pierwsze informacje i poczułam, że nie jestem sama na tej drodze.
Z czasem udało mi się odnaleźć siebie i zacząć żyć w zgodzie ze sobą. Dziś wiem, że mimo wszystkich trudności było warto, bo teraz mogę nie tylko być sobą, ale także wspierać innych, którzy stoją przed podobnymi wyzwaniami.
Monika: Jesteś zaangażowana zarówno w politykę, jak i w aktywizm. Co sprawiło, że postanowiłaś zająć się obiema tymi dziedzinami?
Alisa: Na początku byłam zaangażowana tylko w politykę, bo wierzyłam, że to właśnie tam można osiągnąć realne zmiany. Jednak z czasem zauważyłam, że polityczne procesy są długie i w warunkach dyktatury, jak w Białorusi, zmiany systemowe są praktycznie niemożliwe. Reżim brutalnie tłumi wszelkie próby zmiany władzy, a działalność polityczna często wiąże się z ogromnym ryzykiem.
Chciałam widzieć realne rezultaty mojej pracy, chciałam pomagać ludziom tu i teraz. Dlatego zaczęłam działać w aktywizmie. Naturalnym krokiem stał się dla mnie trans-aktywizm – jako osoba transpłciowa doskonale rozumiem wyzwania, z jakimi mierzy się nasza społeczność. Wiem, jak ważne jest wsparcie, poczucie bezpieczeństwa i walka o równe prawa. Zdobyłam doświadczenie, nauczyłam się, jak skutecznie wspierać innych, jak organizować społeczność i realnie wpływać na sytuację osób transpłciowych.
Dziś wiem, że polityka i aktywizm się uzupełniają – jedno daje narzędzia do zmiany systemowej, drugie pozwala działać bezpośrednio i natychmiast tam, gdzie pomoc jest najbardziej potrzebna.
Monika: Myślisz, że transplciowe kobiety mają realną szansę na sukces w polityce?
Alisa: Myślę, że to zależy od kraju i kontekstu politycznego. W bardziej demokratycznych społeczeństwach osoby transpłciowe powoli zyskują większą widoczność w polityce, choć nadal napotykają wiele przeszkód. W krajach autorytarnych, jak Białoruś, jest to po prostu niemożliwe - tam polityka nie jest przestrzenią otwartą dla nikogo, kto nie jest częścią systemu.
Nie ukrywam, że droga do sukcesu w polityce dla transpłciowych kobiet jest trudna. Wymaga ogromnej determinacji, odporności i wsparcia otoczenia. Ale są przykłady, które pokazują, że w demokratycznych warunkach wszystko jest możliwe. W Polsce, kraju o dość konserwatywnym społeczeństwie, Anna Grodzka została posłanką na Sejm i przez całą kadencję aktywnie działała na rzecz równości. W Europie i na świecie także widzimy coraz więcej osób transpłciowych w polityce - jak Petra De Sutter, która została wicepremierką Belgii, czy Sarah McBride, pierwsza transpłciowa senator w USA.
To pokazuje, że demokracja daje szansę każdemu, niezależnie od tożsamości płciowej.
Monika: Wiele z nas żyje jako żony, matki i córki, starając się zapomnieć o naszej przeszłości. Ty zdecydowałaś się być rzeczniczką praw osób transpłciowych i głośno mówić o naszym pozytywnym wizerunku w społeczeństwie. Czy kiedykolwiek czułaś pokusę, by ukryć fakt, że jesteś kobietą transpłciową, i żyć po prostu jako kobieta?
Alisa: Szczerze mówiąc, rzadko zdarzały się momenty, kiedy zastanawiałam się, czy nie byłoby łatwiej po prostu żyć jako kobieta i nie wracać do tematu mojej transpłciowości. Wiem, że wiele osób tak wybiera - i to jest w pełni zrozumiałe. Każdy ma prawo do prywatności i do decydowania, jak chce się przedstawiać światu.
Ale we mnie zawsze była potrzeba działania. Od początku czułam, że chcę robić coś więcej - nie tylko dla siebie, ale też dla innych osób transpłciowych i dla społeczeństwa. Nie potrafiłabym przejść obojętnie obok problemów, z którymi mierzy się nasza społeczność. Wiedziałam, że jeśli mam możliwość mówić, działać i wpływać na rzeczywistość, to powinnam to robić.
Alisa_3
"Bycie otwarcie transpłciową osobą
oznacza mierzenie się z uprzedzeniami
i nieustanną oceną."
Nie zawsze jest łatwo. Bycie otwarcie transpłciową osobą oznacza mierzenie się z uprzedzeniami i nieustanną oceną. Ale dla mnie ważniejsze jest to, by dawać widoczność naszej społeczności, pokazywać, że możemy żyć pełnym życiem, odnosić sukcesy i być częścią społeczeństwa bez strachu i wstydu.
Monika: W 2019 roku założyłaś TG House, inicjatywę wspierającą osoby transpłciowe. Co skłoniło Cię do utworzenia tej organizacji i jakie były główne powody jej założenia?
Alisa: Na początku nie sądziłam, że TG House stanie się tak ważną częścią mojego życia. Nie spodziewałam się też, że potrzeba takiej inicjatywy jest aż tak duża. Początkowo miało to być miejsce wsparcia dla kilku osób, ale szybko okazało się, że nasza społeczność potrzebuje o wiele więcej.
Z czasem zaczęliśmy rozszerzać nasze działania - organizowaliśmy programy pomocowe, prowadziliśmy działania rzecznicze i zaczęliśmy współpracę z instytucjami państwowymi. Pomagaliśmy osobom transpłciowym walczyć o swoje prawa, a jeśli były prześladowane – organizowaliśmy ich ewakuację z kraju. I nadal to robimy.
Najważniejsze jest dla mnie to, aby nikt nie czuł się samotny. Żeby każda osoba transpłciowa wiedziała, że jest wsparcie, że jest społeczność, na którą można liczyć. Właśnie dlatego TG House stało się czymś więcej niż tylko organizacją - to przestrzeń, w której ludzie mogą poczuć się bezpiecznie i znaleźć pomoc, kiedy jej najbardziej potrzebują.
Monika: Z jakimi wyzwaniami borykają się kobiety transpłciowe na Białorusi?
Alisa: Kobiety trans na Białorusi mierzą się z ogromnymi trudnościami. Teoretycznie istnieje procedura prawnej zmiany płci, ale w praktyce komisja niemal zawsze odrzuca wnioski. To sprawia, że wiele osób latami musi żyć z dokumentami, które nie odpowiadają ich tożsamości, co prowadzi do problemów w pracy, urzędach czy nawet codziennych sytuacjach.
Dostęp do tranzycji medycznej w Białorusi jest praktycznie niemożliwy. Decyzję o rozpoczęciu leczenia podejmuje państwowa komisja, a bez jej zgody osoby transpłciowe nie mogą otrzymać recept na hormony ani skorzystać z zabiegów. Z tego powodu wiele kobiet transpłciowych jest zmuszonych do zamawiania leków z zagranicy, głównie z Rosji, co jest kosztowne i wiąże się z ryzykiem związanym z jakością oraz legalnością takich zakupów.
Dyskryminacja w pracy i na uczelniach to kolejna ogromna bariera. Większość pracodawców nie chce zatrudniać kobiet transpłciowych, a jeśli ktoś nie ma zgodnych dokumentów, znalezienie zatrudnienia staje się praktycznie niemożliwe. W edukacji sytuacja wygląda podobnie – osoby trans doświadczają wyrzucenia ze studiów oraz braku akceptacji, a ich tożsamość płciowa często jest ignorowana przez administrację szkół i uczelni.
Dodatkowo, Białoruś to kraj, w którym osoby LGBT+ są traktowane jak wrogowie systemu. Milicja, propaganda państwowa i represje sprawiają, że codzienne życie kobiet transpłciowych to walka o przetrwanie.
Alisa_4
"Dyskryminacja w pracy
i na uczelniach to
kolejna ogromna bariera."
Monika: Od 2023 roku jesteś członkinią zarządu Trans*Koalicji, jednej z największych organizacji transpłciowych w Europie Wschodniej i Azji Środkowej. Jaką pełnisz tam rolę i jakie są główne cele organizacji?
Alisa: W Trans*Koalicji reprezentuję Białoruś i razem z innymi czlonkami Zarządu współtworzymy strategie działania organizacji. Skupiam się głównie na sytuacji osób transpłciowych w krajach autorytarnych, gdzie brakuje jakiejkolwiek ochrony prawnej, a tranzycja medyczna jest prawie niemożliwa.
To, co wyróżnia Trans*Koalicję, to jej międzynarodowy charakter. Wśród naszych członków są osoby z różnych regionów - Europy, Azji Centralnej i Kaukazu. Dzięki temu możemy dzielić się doświadczeniami, lepiej rozumieć wyzwania w różnych krajach i wspólnie szukać skutecznych rozwiązań.
Trans*Koalicja daje nam coś bardzo ważnego - możliwość łączenia sił i wzajemnego wsparcia. Im więcej nas jest, tym mamy większą siłę - zarówno w walce o zmiany prawne, jak i w codziennym wsparciu osób transpłciowych.
Monika: Wszystkie wiemy, że droga do bycia sobą wiąże się z dużą ceną. Jak utrata przyjaciół, rodziny, pracy i tym podobne. Muszę przyznać, że ja sama to przeżyłam. Zapłaciłaś wysoką cenę za bycie sobą? Co było najtrudniejszym momentem w twoim wychodzeniu z ukrycia?
Alisa: Tak, myślę, że każda osoba transpłciowa w pewnym momencie płaci jakąś cenę za bycie sobą. Dla mnie jednym z najtrudniejszych momentów było to, że przez długi czas nie mogłam nikomu powiedzieć o sobie. Bałam się odrzucenia - zarówno na uczelni, jak i w pracy. Nie wiedziałam, jak ludzie zareagują, czy będę mogła normalnie funkcjonować, czy stracę wszystko, na co pracowałam.
W rodzinie też nie znalazłam pełnej akceptacji. Moi rodzice nigdy nie byli w stanie w pełni zaakceptować mojego wyboru, ale mimo wszystko nadal mamy kontakt. Jesteśmy dla siebie ważni, mimo różnic, które nas dzielą. Z czasem zrozumiałam, że nie mogę zmusić ich do zmiany myślenia, tak jak oni nie mogą zmusić mnie do bycia kimś, kim nie jestem. Pogodziłam się z tym, że ich wsparcie wygląda inaczej, niż bym chciała.
Mimo wszystko wiem, że było warto. Straciłam niektóre relacje, ale zyskałam nowe - prawdziwe i pełne akceptacji. Teraz otaczają mnie ludzie, którzy wspierają mnie taką, jaka jestem. I to daje mi siłę, bo bycie sobą to nie tylko wyzwanie, ale też szansa na życie w zgodzie ze sobą i budowanie swojej przyszłości na własnych zasadach.
Monika: Wszystkie borykamy się tą całą kwestią 'passingu' lub jego braku i nawet po operacjach społeczeństwo wciąż nas ocenia. Jak radzisz sobie z tym stresem?
Alisa: Myślę, że każda osoba transpłciowa w pewnym momencie mierzy się z tematem passingu i presją społeczną, która się z tym wiąże. Społeczeństwo często ocenia nas przez pryzmat wyglądu i tego, czy ”pasujemy” do oczekiwanych norm. Na początku było to dla mnie bardzo stresujące - bałam się oceny, niechcianych spojrzeń, komentarzy.
Z czasem jednak zrozumiałam, że nie mogę budować swojego życia wokół tego, czy inni mnie akceptują. Każda osoba trans przechodzi swoją drogę inaczej, nie każda chce lub może pozwolić sobie na operacje czy intensywną tranzycję medyczną. I żadna z tych ścieżek nie jest „lepsza” od drugiej.
Alisa_5
"Każda osoba transpłciowa
zasługuje na szacunek."
Teraz staram się skupiać na sobie i tym, jak ja się czuję ze sobą, a nie na tym, jak postrzegają mnie inni. Oczywiście, czasem wciąż jest to trudne - żyjemy w społeczeństwie, które ciągle ocenia. Ale wiem, że moje życie i moja wartość nie zależą od passingu. Każda osoba transpłciowa zasługuje na szacunek, niezależnie od wyglądu czy etapu tranzycji.
Monika: Pamiętasz pierwszy raz, kiedy zobaczyłaś kobietę transpłciową w telewizji lub spotkałaś ją w realnym życiu, i uświadomiłaś sobie: 'Tak to ja!'
Alisa: Nie było jednego konkretnego momentu, ale pamiętam, że długo nie miałam żadnej reprezentacji, nikogo, z kim mogłabym się utożsamić. Dorastałam w świecie, gdzie temat transpłciowości praktycznie nie istniał w przestrzeni publicznej, a jeśli już się pojawiał, to w bardzo negatywnym kontekście.
Pierwszy raz świadomie zobaczyłam kobietę transpłciową w mediach chyba w internecie, na jakimś zagranicznym portalu. To było dla mnie odkrycie - zobaczyć kogoś, kto otwarcie mówi o swojej tożsamości i po prostu żyje swoim życiem. To dało mi do myślenia, ale wtedy jeszcze nie umiałam połączyć tego ze sobą.
Monika: Jak wybrałaś imię Alisa? Czy wiąże się z tym jakaś historia?
Alisa: Wybór imienia był dla mnie ważnym momentem, bo nadawał mojej tożsamości realny kształt. Chciałam, żeby było ono naturalne dla mnie, ale też miało jakieś osobiste znaczenie.
Na początku wszędzie podpisywałam się jako Aline - celowo, żeby chronić swoją prywatność. Bałam się, że jeśli ktoś mnie znajdzie, może to mieć dla mnie konsekwencje. To był czas, kiedy jeszcze nie czułam się bezpiecznie, więc potrzebowałam takiej dodatkowej warstwy ochrony.
Alisa to imię, które przyszło naturalnie. Brzmiało dobrze, pasowało do mnie i czułam, że jest moje. Nie było związane z nikim z mojego otoczenia, więc mogłam nadać mu własne znaczenie.

KONIEC CZĘŚCI 1

 
Wszystkie zdjęcia za zgodą Alisy Sarmant.
© 2025 - Monika Kowalska


No comments:

Post a Comment

Search This Blog