Wywiad z Emilią Japonką - część 2

Emilia_01

Monika: W swojej książce mówisz o autodiagnozie emocjonalnej i osobowościowej. Jak wyglądała twoja własna droga do samorozpoznania? 
Emilia: Początki to były wczesne lata szkoły podstawowej. Podkradanie ciuchów, swoje skrytki na kobiece skarby. Jednak w latach 80-90 nie liczyłam na korektę, do dla mnie był mit jak latające samochody, czyli gdzieś w odległej przyszłości dla zamożnych ludzi. Tak więc byłam na wyparciu samej siebie. Dopiero w 2013 roku gdzieś pojawiła się potrzeba więcej. Ale to wciąż był tylko temat na weekendowe odskocznie niż plan na życie. Czułam się sobą, ale wewnątrz siebie. Zajeło mi wiele lat by pozwolić sobie na postawienie swojej oryginalnej osoby na pierwszym miejscu.
Monika: Wiele kobiet transpłciowych ma bardzo różne doświadczenia związane z terapią hormonalną. Gdy spojrzysz na swoją drogę z perspektywy czasu, jak oceniasz fizyczne i emocjonalne efekty hormonów?
Emilia: Terapia hormonalna działa. Przynajmniej u mnie podziałała. Otrzymałam zaskakująco foremne, duże piersi bez skalpela, poprawiła mi się cera, włosy stały się lepsze, co dziwne, wciąż je mam! Tego, czego nie mam, a na co liczyłam, to bardziej kobiece kształty: biodra, wcięcie w talii. Tutaj raczej bez rewolucji. Emocjonalnie, przez pierwsze pół roku, ryczałam jak w epicentrum menopauzy, choć było to też związane z rozwodem. Obecnie jest super, bardzo pozytywnie. Szkoda tylko, że HRT u kobiet transpłciowych nic nie robi z głosem.
Monika: Czy pamiętasz pierwszy raz, gdy zobaczyłaś kobietę trans w telewizji albo poznałaś taką osobę na żywo i pomyślała: „To jestem ja”?
Emilia: Pierwszy raz to było, uwaga, uwaga, film Seksmisja! Bohaterowie cierpieli katusze, a ja… rozmarzyłam się. A z takich bardziej realnych przykładów, piosenkarka Eurowizji Dana International i program Wszystko o Miriam. Chciałam być jak one, ale dla mnie to były tylko mrzonki.
Monika: Czy miałaś wzorce lub inspirujące osoby transpłciowe, które pomogły ci podczas tranzycji?
Emilia: Pierwsze osoby transpłciowe, z którymi pisałam w internecie w czasach modemów, to były Edyta Baker i Ania Grodzka. Wspierałyśmy się, natomiast ja nie byłam wtedy jeszcze na etapie tranzycji, one tak, ja nie. Podczas mojej tranzycji wsparcie miałam w autorce Blog Ka, którą znam od wielu lat. Raczej nie inspirowałam się transpłciowymi osobami. Bardziej pragnęłam wyglądać jak kilka wybranych modelek alternatywnych, wiesz, pełna tatuaży, z ognistymi włosami. Teraz mi przeszło, wolę wyglądać jak szamanka.
Monika: Piszesz o tym, że „żeby zostać kobietą w Polsce, trzeba być Wonder Woman”. Czy myślisz, że to się zmienia?
Emilia: Zdecydowanie jest łatwiej, pomimo hejtu i politycznej nagonki. Psychologia poszła do przodu, podobnie jak medycyna i dostępność zabiegów. Dziś w promieniu 100 km można znaleźć pomoc kliniczną, skorzystać z depilacji laserowej, zamówić e-receptę na kontynuację terapii, przeczytać wiele książek czy obejrzeć liczne kanały na YouTube i posłuchać podcastów. Jedne zabiegi tanieją, inne drożeją, ale najważniejsze jest to, że nie ma już poczucia izolacji i wrażenia, że jesteśmy jedyne w całym kraju. Myślę, że „zlot” można by dziś spokojnie zorganizować na Stadionie Narodowym.
 
Emilia_04
"Za dużo uwagi przykładamy do tego, jak
wyglądamy, a za mało do tego, jak się zachowujemy,
myślimy, poruszamy i wypowiadamy."
 
Monika: Kiedy odwiedzam moją siostrę w Polsce, która mieszka w dużym mieście, czuję się akceptowana, jej córki kochają mnie jako najlepszą ciotkę, a na spotkaniach towarzyskich wzbudzam życzliwą ciekawość. Tymczasem gdy wyjeżdżam do mniejszych miejscowości, jestem postrzegana zupełnie inaczej. Jak można to wytłumaczyć?
Emilia: To kwestia opatrzenia się z różnorodnością i większego kontaktu ze światem. Mieszkając we Wrocławiu czy Warszawie, mamy do czynienia z tysiącami ludzi na ulicach, w sklepach, kawiarniach, a do tego z setkami obcokrajowców w każdym zakątku miasta. Wystarczy spacer po rynku. Kabriolet na wsi będzie budził sensację, a w stolicy nikt się nie obejrzy. Myślę, że za pięć lat sytuacja będzie już zupełnie inna, seriale z nutką LGBTQ i TikToki zrobią swoje, zobaczysz.
Monika: Czy miałaś moment, kiedy poczułaś: „jestem już po drugiej stronie”, że tranzycja się zakończyła? 
Emilia: Chyba nie. Próbowałam opisać ten temat w książce i stworzyłam wizualizację za pomocą wykresów. To uczucie narasta z czasem, jest jak gradient, ale potrafi też opadać i cofać się. Są dni, kiedy uśmiechasz się do lustra, myśląc: „ale super”, a są dni, gdy pomyślisz: „Boże, po co mi to było, przecież nic się nie zmieniło, wyglądam jak chłop oderwany od pługa”.
Trochę to spłycam teraz, bo w istocie jest to bardzo naukowy rozdział, który, nieskromnie mówiąc, zachwyca psychologów studiujących moją książkę. Jego celem jest pokazanie, że binarne myślenie może prowadzić do detranzycji czy depresji. Musimy zrozumieć, że to proces, jak wzrost dziecka, którego nie widać, gdy patrzymy codziennie, ale dostrzegamy go, porównując zdjęcia sprzed dwóch lat. Czasami trzeba po prostu dać „czasowi” zrobić swoje i nie przejmować się chwilowymi gorszymi dniami.
Monika: Wiele z nas czuje presję, by „wyglądać” jak kobiety i być postrzegane jako kobiety przez innych, nawet po operacjach i terapii hormonalnej społeczeństwo wciąż nas ocenia. Jak radzisz sobie z oczekiwaniami i presją zewnętrznego świata dotyczącą tego, jak powinna wyglądać i być postrzegana kobieta transpłciowa?
Emilia: Za dużo uwagi przykładamy do tego, jak wyglądamy, a za mało do tego, jak się zachowujemy, myślimy, poruszamy i wypowiadamy. Jest stara bajka o królewnie, która bała się, że spadnie jej korona. Pewnego dnia zostawiła ją i poszła pracować w polu. Wiatr i ptaki uplotły jej wtedy koronę z włosów, wyglądała zachwycająco. Wygląd to nie jest wielki wyczyn. Spójrz na drag queens czy osoby od cosplay, z brodatego faceta można zrobić Marilyn Monroe toną fluidu i litrem makijażu, ale chyba nie o to chodzi, by tylko wyglądać. 
Emilia_05
"Czasami życie osobno jest lepsze niż
życie w cieniu domowych pożarów."
Płeć powinna wychodzić z nas, z naszej energii. Znam wiele osób przed tranzycją, które nawet w męskim wydaniu są uroczo kobiece w mowie, gestach, sposobie myślenia. W książce zadałam pytanie: jak przekonasz osobę niewidomą, jakiej jesteś płci, jeśli wyłączymy barwę głosu? Bądźmy sobą, naturalnie, a wygląd się dostosuje, bo podąża za tym, kim jesteśmy. W Indiach wiele hidżr wygląda jak atrakcyjne kobiety, choć nigdy nie korzystały z medycyny estetycznej czy terapii hormonalnej, to siła psychiki. W niektórych plemionach kobiety przyjmowały role męskie i po latach wyglądały jak mężczyźni.
Monika: Miałaś okazję spotkać hidżry w Indiach? Czy brak zabiegów feminizacyjnych lub terapii hormonalnej w ich przypadku to wybór, czy raczej pułapka, w jakiej się znalazły z powodu braku wystarczających funduszy?
Emilia: Tak, spotkałam trzy takie osoby, ale nie miałam czasu ani przestrzeni na nawiązanie dłuższej relacji. Polecam Ci program Martyny Wojciechowskiej „Kobieta na krańcu świata”, absolutnie bezbłędnie pokazała te dziewczyny i ich życie.
Monika: Jak wygląda codzienność w Indiach w tym kontekście?
Emilia: Indie to kraj kontrastów i również dualizmu, jeśli chodzi o finanse. Są piękne luksusowe apartamenty, jachty i samochody za milion dolarów, a obok slumsy i spanie na chodniku. Z hidżrami jest podobnie, wszystko zależy od tego, ile mają lat, z jakiego są regionu kraju i jakie mają zasoby finansowe. Niestety większość żyje bardzo skromnie, mają bardzo mało pieniędzy i oczywiście ogromny problem ze znalezieniem dobrze płatnej pracy.
Monika: Czym się zajmują na co dzień?
Emilia: Ich zajęcie często polega na żebraniu w okolicach świątyń, błogosławieniu ludzi czy celebrowaniu narodzin dzieci wraz z błogosławieństwami. Niestety wiele z nich w dzieciństwie było fizycznie okaleczanych, maltretowanych, a nawet kastrowanych w, delikatnie mówiąc, niechirurgiczny sposób. Ośmielę się przypuszczać, że wiele z nich zostało pozbawionych członka, ale nie ma to nic wspólnego z operacją SRS, o której marzy wiele transpłciowych kobiet.
Monika: A jak wygląda kwestia hormonów?
Emilia: Patrząc 15 lat wstecz, raczej nie spodziewałabym się popularności HRT wśród hidżr, natomiast młodsze osoby obecnie być może sięgają po nią coraz częściej. Dwie dziewczyny, które ja spotkałam, ewidentnie były bez HRT, natomiast ta trzecia, spotkana na lotnisku, była prześliczna, w zasadzie nie do odróżnienia od cis, gdyby nie mój wysoki wzrost i niewielkie jabłko Adama. Myślę, że tylko my wiedziałyśmy o sobie, naszym językiem duszy, ale reszta pasażerów samolotu nie miała pojęcia, że lecą z nimi dwie transpłciowe kobiety z różnych połówek planety.
Monika: Czy ta kobieta, którą spotkałaś na lotnisku, była także hidżrą?
Emilia: Nie nazwałabym jej hidżrą. Była piękną kobietą, ubraną w modne i śliczne orientalne salwar kameez, z białymi legginsami i turkusową dupattą (apaszką).
Monika: Jak właściwie postrzega się hidżry w Indiach?
Emilia: Hidżra jest poniekąd traktowana jako tzw. trzecia płeć, z naciskiem na kobiecość, ale przede wszystkim ma wydźwięk religijny. To trochę jak klasa braminów, hidżry mogą dawać błogosławieństwa lub nawet rzucić klątwę. Niekiedy są traktowane jak osoby podobne do półbogów, a innym razem, no cóż, jak u nas, bite, gnębione, przeganiane.
Monika: Pamiętam czas zaraz po mojej tranzycji, to była czysta euforia. Moja szafa nadal jest pełna sukienek i butów, które wtedy kupowałam dosłownie na kilogramy. Miałam wrażenie, że muszę nadrobić wszystkie te lata, które zostały mi odebrane. Czy Ty też tak miałaś?
Emilia: Trochę tak. Moja żona śmiała się, że mam styl i potrzeby jak nastolatka. Chciałam nadrobić wszystko, szafa pękała w szwach od rzeczy, które czekały na swoją wielką okazję, a część z nich wciąż się jej nie doczekała. Teraz trochę odchudziłam garderobę, bo zmieniły mi się wymiary.
Emilia_06
"Moja żona śmiała się, że mam
styl i potrzeby jak nastolatka."
Monika: A tak przy okazji, lubisz, gdy ktoś komplementuje twój wygląd? Czy przyjmowanie komplementów przychodzi ci łatwo, czy raczej trudno w nie uwierzyć?
Emilia: Od mężczyzn na żywo, rzadko, raczej też nie mam takich relacji, chyba że to podrywacze na social media, ale na to nie mam ochoty. Najbardziej lubię komplementy od koleżanek z mojego kręgu jogi, zwłaszcza gdy faktycznie czasami je zaskoczę nowym sari czy fryzurą.
Monika: Jak reagują na twoją książkę osoby, które dopiero rozważają tranzycję? Co ci piszą lub mówią najczęściej?
Emilia: Bałam się hejtu, bałam się negatywnych opinii od tzw. aktywistów, starych wyjadaczy, bo ja już nie śledzę obecnych trendów, niuansów języka, neoizmów. Mam jednak piękne rekomendacje i cieszę się, że mogę przekazać komuś lata moich błędów i doświadczeń, aby ochronić go czy ją przed wdepnięciem w świat problemów. Czasami warto zerknąć do instrukcji obsługi czy poradnika, mapy wcale nie są takie złe. Ogromnie cieszy mnie też dobre zdanie w środowisku psychologów, czego rezultatem jest polecanie mojej książki ich klientom. 
Monika: Wspominasz, że twoja książka ma też trafić do lekarzy i psychologów. Czy spotkałaś się już z ich reakcjami?
Emilia: Słyszałam, że w dwóch gabinetach leży w gablocie jako polecana.
Monika: Czy uważasz, że polska edukacja psychologiczna jest gotowa na pracę z osobami trans?
Emilia: Kto ma potrzebę, już sięgnął po wiedzę. Jest rozwój, widać postęp. Natomiast wiem, że wciąż są specjaliści, którzy chcą po prostu rozszerzyć swoją ofertę, ale nie mają w tej dziedzinie odpowiedniego zmysłu. Nie uważam, że każdy psycholog powinien zajmować się diagnozą. Tak jak ja nie uczę każdego programu komputerowego, tak jak kardiolog nie nastawia złamanej kości, tak psycholog od business coachingu nie zawsze powinien brać się za inne tematy. Nie musimy zarabiać na absolutnie każdym kliencie, bądźmy specjalistami w dziedzinach, w których naprawdę się „doktoryzujemy”. 
Monika: Masz pasję do fotografii, filmu i mistyki. Jak te elementy wpływają na Twoją wizję kobiecości i tożsamości?
Emilia: Jestem estetką, co czasami sprawia, że stawiam sobie zbyt wysoko poprzeczkę w kwestii ideałów. Chciałabym nagrywać ciekawe materiały w social media, ale wciąż czuję się gorsza z powodu wyglądu. Pewnie noszę w sobie fałszywe przekonanie, że gdybym była cis, to z moją wiedzą i charyzmą zrobiłabym dużą karierę, a tak boję się wyjść spod kamienia. Ale nie poddaję się, powoli staram się wypłynąć na szersze wody.
Monika: Opisałaś stratę rodziny i przyjaciół. Czy miałaś moment przebaczenia, im, sobie, światu?
Emilia: Do świata nic nie mam. Do siebie… hmm, uważam to za przypadłość ewidentnie wrodzoną, więc trudno się obwiniać za to, z czym się rodzimy, chyba że będziemy doszukiwać się karmicznych powodów. Przyjaciół, jak widać, nie miałam zbyt oddanych, więc nie ma co rozpaczać. Najważniejsze dla mnie są dzieci i staram się być dla nich najlepszą wersją siebie, najlepszym rodzicem, jakiego mogą mieć. Jest mi przykro z powodu rozwodu, bo nie chciałam, by żyły w rozbitej rodzinie, ale to problem tysięcy, a nawet milionów dzieci, niezależnie od tranzycji kogokolwiek.
 
Emilia_07
"Wyprowadziłam się na wieś, za Wrocław, gdzie
czuliśmy się często samotni i odizolowani."
 
Czasami życie osobno jest lepsze niż życie w cieniu domowych pożarów. Inna prawda jest taka, że jeśli chodzi o przyjaciół czy znajomych, czasami muszą odejść, by ustąpić miejsca komuś nowemu. Tak też się stało, gdyż w ich miejsce przyszli niesamowicie ciekawi i wartościowi ludzie, których poznanie uważam za ogromny zaszczyt. Pisarze, artyści, muzycy, mistycy, bramini, podróżnicy, wspaniałe, inspirujące osoby, które wpuściły mnie do swojego świata. To także znak, że jednak zrobiłam postęp, bo uważam, że ja sprzed piętnastu lat nie byłabym dla nich interesującym towarzyszem.
Monika: Czy wśród przyjaciół masz wielu mężczyzn? Udało ci się nawiązać jakiś głębszy związek? Pytam, bo duża część moich trans koleżanek, w tym ja, jest samotna. Oczywiście na zewnątrz mówimy, że jesteśmy niezależne, tak nam wygodnie i mamy inne cele, ale kiedy widzę inne moje trans koleżanki, które poukładały sobie życie jako żony i matki, trochę jestem zazdrosna i nawet cały kubek lodów mi wtedy nie pomaga. 
Emilia: W życiu miałam niewielu przyjaciół-panów, był Grzesiek, Dominik i potem na studiach jeszcze dwóch Tomaszów.
Monika: A jak wyglądało to później, w dorosłym życiu? 
Emilia: Później raczej wszystko kręciło się wokół życia rodzinnego w ultra kameralnym gronie. Wyprowadziłam się na wieś, za Wrocław, gdzie czuliśmy się często samotni i odizolowani. Czasami nawet wrzucałam posty na grupach, pytając, czy ktoś nie ma ochoty spotkać się na kawę albo żeby dzieci mogły się pobawić. Potem jednak to zostawiłam, bo nie miałam czasu na życie towarzyskie.
Monika: A co z mężczyznami w pracy czy we współpracy zawodowej?
Emilia: Miałam w życiu trzech wspólników, bardzo silnych osobowościowo mężczyzn.
Monika: A dzisiaj, jakie osoby tworzą twoje najbliższe towarzystwo?
Emilia: Obecnie z moją ukochaną wolimy raczej babskie towarzystwo, ale nasze grono znajomych tworzą tak naprawdę osoby związane z naszym nurtem duchowym. Trudno nam utrzymać relacje z ludźmi, którzy mają nieco inne zasady niż my. Od lat nie jemy mięsa, nie pijemy alkoholu, nie używamy środków odurzających, nie kręcą nas dyskoteki i, jak to niektórzy mówią, „sponiewieranie się”. W Polsce to dość przekreśla przepis na udany wieczór ze znajomymi.

KONIEC CZĘŚCI 2

 
Wszystkie zdjęcia za zgodą Emilii Japonki.
© 2025 - Monika Kowalska


No comments:

Post a Comment

Search This Blog