Dr Ada Rozewicz to lekarka rodzinna z Rudy Śląskiej, która zyskała uznanie nie tylko dzięki swojej długoletniej pracy z pacjentami, ale również dzięki odwadze, z jaką opowiada o swojej transpłciowości. Z wykształcenia medyczka, z powołania - osoba oddana ludziom. Przez wiele lat pracowała jako lekarz w szpitalu i przychodni, jeszcze przed tranzycją. Dziś pracuje dla sieci poradni, zarządzanej przez jej syna, obejmującej specjalistykę, poradnie medycyny rodzinnej, centrum rehabilitacji oraz centrum stomatologiczne.
Jej droga do życia w zgodzie ze sobą nie była łatwa. W dorosłym życiu zmagała się z depresją i niezrozumieniem samej siebie, przez długi czas wierząc, że jedyną drogą do szczęścia jest życie w konwencjonalnym, heteroseksualnym związku. Przez lata próbowała „żyć po męsku”, mając żonę i syna, ale kobieca tożsamość była w niej obecna przez cały czas, cicha, ale nieustępliwa. Przełom przyszedł w samochodzie, w drodze. Nagłe olśnienie, że jest kobietą, przyniosło jej niespodziewaną radość. Jak sama mówi, była to dla niej jak najtrafniejsza diagnoza w życiu. Nie zdecydowała się jednak od razu na zmiany, Była szczęśliwa w swoim życiu i nie chciała go burzyć. Z czasem jednak siła jej prawdziwej tożsamości stała się nie do zatrzymania. Proces tranzycji rozpoczęła, kiedy jej syn był już dorosły, a jej wcześniejsze życie zaczęło się kruszyć.
Mimo tych trudnych zmian, dr Ada nie spotkała się z odrzuceniem, ani ze strony bliskich, ani pacjentów. Jej syn wspierał ją, podkreślając, że najważniejsze jest, aby rodzic był szczęśliwy. Partnerka, z którą spędziła wiele lat, mimo że nie były w stanie kontynuować związku w nowej formie, pozostała jej bliską przyjaciółką i jedną z najważniejszych osób w życiu Ady. Dziś dr Rozewicz nie tylko pracuje jako lekarz, ale również wzorem dla osób transpłciowych. Jej historia pokazuje, że na życie w zgodzie ze sobą nigdy nie jest za późno a empatia, szacunek i akceptacja mogą towarzyszyć człowiekowi na każdym etapie życia.
Monika: Dzień dobry, Ado! Bardzo się cieszę, że możemy porozmawiać. Jako kobiety transpłciowe mamy wiele wspólnych doświadczeń, ale każda z nas przeszła swoją własną, wyjątkową drogę. Jestem ogromnie ciekawa twojej historii, ale zanim do niej przejdziemy, porozmawiajmy chwilę o Rudzie Śląskiej. Wiele osób czytających ten wywiad nigdy nie było w Polsce i przeczyta nasze słowa po angielsku, więc zacznijmy od podstaw: jakim miastem jest Ruda Śląska? Pochodzisz stamtąd, czy to los cię tam zaprowadził?
Ada: Witam Moniko Ruda Śląska to 150 tysięczne miasto w aglomeracji śląskiej, gdzie na niewielkiej przestrzeni mieszka ponad dwa miliony ludzi. To bardzo specyficzne miejsce na południu Polski, wysoko uprzemysłowione i zurbanizowane miejsce ale tu się zdziwisz, z dużą ilością zieleni, gdzie średniej wielkości miasta sąsiadują ze sobą, np. budynki które sąsiadują ze sobą ścianami jeden należy do Rudy Śląskiej, drugi do Zabrza, takich miejsc, “dzielonych” osiedli jest wiele. Z miejsca gdzie mieszkam mam około 10 minut drogi samochodem do centrów kilku miast. Zabrza - gdzie studiowałam na Uniwersytecie Medycznym, do Gliwic dużego centrum naukowego, miasta wielu studentów, do Katowic - miasta wojewódzkiego bedącym centrum aglomeracji, czy Bytomia - mojego rodzinnego miasta, starszego niż Kraków.
Wiele osób mieszkających w innych krajach, na pewno o Krakowie słyszało, nadmienię tylko, że z mojego miejsca zamieszkania, autostradą do centrum Krakowa podróżuję między 40 a 50 minut. Jak na mapie znajdziecie Kraków, to obok jest Śląsk gdzie mieszkam.
Monika: Dużo podróżujesz, nawet odwiedziłaś Grenlandię! Czy masz jakieś ulubione miejsce na świecie, do którego zawsze chętnie wracasz?
Ada:. Kocham pólnoc, zwłaszcza Arktykę, na Svalbard mogę wracać wielokrotnie. To mój Eden, tam ładuję akumulatory, odpoczywam.
Monika: Zauważyłam, że też kochasz koty, chyba nawet bardziej niż ja! Ja mam jednego, a ty aż trzy!
Ada: No zdarzylo się. Dwa Mainecoony i jedna Ragdolka. Miałam parę, trzecią kotkę, nazywam nieplanowaną wpadką. Są moimi terapeutami, odstresowaczami.
Monika: Twoje dzieciństwo było szczęśliwe? Wychowywałaś się wśród rodzeństwa, czy może byłaś jedynaczką z głową pełną marzeń i własnym światem?
Ada: Między mną a bratem jest duża różnica wieku, więc mam rodzeństwo, ale chyba wiele jest we mnie z jedynaczki.
Monika: Jak układały się twoje relacje z rodzicami?
Ada: Miałam szczęśliwe dzieciństwo, tata nigdy może mi nie powiedział że mnie kocha, ale ja o tym wiedziałam bez słów, zawsze czułam, że na jego pomoc mogę liczyć.
Monika: Poznałaś swoją żonę, gdy miałaś zaledwie 17 lat. To była miłość od pierwszego wejrzenia?
Ada: Nie, nie to nie tak, ja miałam 18 lat a Małgosia była o rok młodsza. Hm czy to była miłość od pierwszego wejrzenia? Nie wiem, byłam bardzo nieśmiała, nie potrafiłam okazywać uczuć, nasuwa się więc pytanie “czy to była przyjaźń czy kochanie” W każdym razie od początku Małgosia była bardzo dla mnie ważna. Nie rozumiałam wtedy siebie, ale wyjątkowo mocno bałam się samotności, że nikogo nie poznam, itd.
Monika: W jednym z wywiadów wspomniałaś, że marzyłaś o domu, rodzinie, dzieciach, psie i kocie, czyli o takim klasycznym, wręcz podręcznikowym życiu. Czy to właśnie te marzenia popchnęły cię w stronę małżeństwa?
Ada: Tak, dokładnie tak było.
Monika: Studia medyczne, małżeństwo, narodziny syna... wszystko układało się jak w podręczniku modelowej rodziny. Czy zdarzały się momenty, w których zastanawiałaś się, czy w końcu chcesz być sobą, czy też poczucie obowiązku wobec syna przeważyło?
Ada: Wielokrotnie miałam kryzysy, leczyłam się z powodu depresji, były myśli samobójcze, sama przed sobą się oszukiwałam, sama ze sobą walczyłam. Ciekawe, że pogodziłam się dopiero ze sobą gdy syn skończył 18 lat. Wtedy pomimo funkcjonowania w innej obcej roli, obcego ciała, byłam szczęśliwa, że jestem w środku kobietą.
Monika: Twoja żona nigdy nie domyślała się, że jesteś kobietą?
Ada: Gdy przestałam walczyć ze sobą, na początku podprogowo wszystkim sygnalizowałam “jestem kobietą” . Nie minęlo 6 tygodni, jak pewnej nocy żona zapytała mnie czy chciałabym być kobietą, całą noc przegadałyśmy, zaakceptowała mnie. Nastąpił chyba najlepszy czas w naszym związku. Niestety moja dysforia narastała, zmieniałam się, sygnalizowałam bardzo mocno otoczeniu kim jestem, zmieniałam się. To było już zbyt wiele dla Małgosi.
Monika: Mam koleżanki, których żony pozostały przy nich po ich tranzycji. Czy masz żal do swojej żony, że nie potrafiła żyć z tobą, czy raczej rozumiesz, że chciała być w związku z mężczyzną?
Ada: Absolutnie nie mam żalu. Małgosia jest heteroseksualna, chciała partnera nie kobietę.
Monika: Utrzymujesz z nią kontakt?
Ada: Tak, spędzamy wiele czasu ze sobą, spotykamy się, przy różnych okazjach. Traktuję ją trochę jak “siostrę”.
Monika: Twój najważniejszy coming out dotyczył rozmowy z synem. To on jako pierwszy poruszył temat lekarki, znajomej kuzyna z Londynu, która przeszła tranzycję. Wcześniej funkcjonowała jako mężczyzna, również lekarz. Gdy twój syn wrócił do Polski, to właśnie on zainicjował rozmowę. To musiał być dla ciebie poruszający moment. Miałaś okazję spotkać się z tą lekarką i porozmawiać z kimś, kto przeszedł podobną drogę?
Ada: Syn specjalnie poleciał do Londynu, by na mój temat porozmawiać z moim kuzynem, który jest psychiatrą, to była jego znajoma o której wspomniałaś. Osobiście jej nie znam, natomiast w Polsce, znam dziewczynę, jest jednym z najlepszych w kraju stomatologów estetycznych, miała żonę, dzieci, przeszła podobną drogę jak ja. Syn zawsze mnie wspierał, powiedział mi, że nie ważne kim jestem, ważne bym była szczęśliwa.
Monika: Jako lekarka miałaś pewnie łatwiejszy dostęp do wiedzy, więc być może szybciej potrafiłaś zdiagnozować u siebie transpłciowość. Pamiętasz, kiedy po raz pierwszy zetknęłaś się z tym pojęciem? Oglądałaś coś na ten temat w telewizji, czy może przeczytałaś o tym w literaturze medycznej?
Ada: Hm, nie jestem młoda, kiedyś nie było internetu, jako nastolatka znalazłam w domu książkę o dojrzewaniu, o seksie. Czytałam ją ukradkiem, teraz jestem pewna, że to rodzice mi ją podrzucili, jedyne pojęcie z jakim się wtedy spotkałam to transwestytyzm , o transpłciowości nie było mowy. Sama też prawdę o sobie długo negowałam.
Monika: Pamiętam czas tuż po mojej tranzycji, to była czysta euforia. Moja szafa do dziś jest pełna sukienek i butów, które wtedy kupowałam dosłownie dziesiątkami, a przymierzałam chyba setki. Czułam, jakbym musiała nadrobić wszystkie te lata, które mi odebrano. Czy u ciebie też pojawiło się takie uczucie?
Ada: Ostro nadrabiałam stracony czas nastoletni. Kiedyś moja ciocia, zapytałam mnie, “To ile masz kiecek w domu, tuzin?” "Dwanaście tuzinów!" odpowiedziałam. Obecnie mam ich znacznie mniej w szafie, cenię sobie jakość, styl a zwłaszcza wygodę.
KONIEC CZĘŚCI 1
Wszystkie zdjęcia za zgodą Ady Rozewicz. Główne zdjęcie: miesięcznik Replika.
© 2025 - Monika Kowalska
No comments:
Post a Comment